piątek, 31 października 2014

Jak sobie radzi Stanisław w przedszkolu, cz. 2 - adaptacja

Ostatnia rzecz jakiej mogłam się spodziewać to problemy adaptacyjne u Stasia. A jednak, właśnie to nas spotkało. Mimo tego, że chodził do playgroupy, że braliśmy udział w innych zajęciach, że jest dzieckiem bardzo samodzielnym, to przeżył rozpoczęcie przedszkola tragicznie. Zmiana miejsca, dzieci i pań, które się nim opiekują spowodowała chwilowe spustoszenie w moim dziecku.
Od pierwszego dnia zaczął się bardzo jąkać, stał się nerwowy i histeryczny.

Musielismy go wypisać ze świetlicy (którą mu zafundowaliśmy na jeden dzień w tygodniu), bo była to dla niego tak wielka trauma; mimo, że nic się nie działo i sam relacjonował, że wszystko było w porządku.

Byłam przerażona reakcjami Stanisława.

Ale! 
Przedszkole dało mu na ten czas wyśmienitą opiekę i zainteresowanie. Mówił, że dzieci go głaskały i pocieszały. Po konsultacji ze mną pani nauczycielka umówiła nas z logopedą*, w dniu w którym pani z naszego przedszkola szła na wycieczkę z dziećmi starszymi, a młodsze miały ten dzień spędzić w przedszkolu obok, zostałam poproszona, aby też ten dzień spędzić z dziećmi, żeby nie narażać Stasia na dodatkowy stres.

Oczywiście, dzieci są różne. większość dzieci, które znam nie przeżya zmian w aż tak widoczny sposób. I słowo do nowych osadników - nie ma pewności, że w Polsce Wasze dzieci też nie przeżyją zmiany, nie ma pewności, że w Szwajcarii ich to jakoś szczególnie obejdzie. Nie wiem jak jest w Polsce, bo jak wyjeżdżalismy to Staś nadal był bobasem, ale tutaj i ja i Staś otrzymaliśmy bardzo zadowalające wsparcie. Głowa do góry!


*Logopeda u nas w mieście jest przydzielany jeden na szkołę (przedszkole plus szkoła podstawowa). Pani przedszkolanka sama się skontaktowała z logopeda, a ta do nas zadzwoniła i zaprosiłą na spotkanie. Powiedziała, że przed ukończeniem 5 roku życia, od rozpoczęcia jąkania dają sześć miesięcy ąz samo przejdzie. Jeśli po tym czasie nie mija to wysyłają do logopedy, który specjalizuje się właśnie w jąkaniu.


2 komentarze:

  1. Wiesz co, trochę się popłakałam przy tym wpisie… Trzymam kciuki za Twojego dzielnego chłopaka. Dzieciaki są często dzielniejsze od nas, dorosłych (zwłaszcza matek :)). Naprawdę podziwiam, jak sobie świetnie radzicie. My już dzisiaj lecimy na miejsce trochę się rozejrzeć po okolicy, choć czujemy w sercu, że nasza decyzja będzie negatywna. Nam po prostu jest dobrze tu, gdzie jesteśmy i po stronie korzyści wyjazdu do CH znalazło się tylko to, że syn (prawdopodobnie) nauczy się niemieckiego jako drugiego języka… Reszta, to same rezygnacje z czegoś...

    Trzymajcie się!
    Ale czytała Was będę nadal ;)
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam na kolejne wpisy, a tu cisza... :((
    Oj 2 pierwsze dni naszej wizyty w CH były słabe. Padał deszcz, a ja wieczorami ryczałam, że w życiu się tam nie przeprowadzę... Ale jednak klamka zapadła - przenosimy się :) Mąż zaczyna od kwietnia, a ja z synkiem od lipca (jak skończy przedszkole). Sądząc po okolicy będziemy sąsiadami ;) Dzieciaki mamy w tym samym wieku, więc odezwę się!
    Pozdrawiam,
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń