piątek, 21 września 2012

Weekendowy sport Szwajcarów czyli przygraniczny shopping

Szwajcaria kojarzy się wiekszości osób z drogim krajem. I nie da się ukryć, że ludzie ci mają rację. Zdarzało się, że znajomi mówili nam, że przyjadą do nas ponownie, jesli zmieni się kurs franka. Życie kosztuje tutaj bardzo dużo, choć nawet relatywnie niewielka wypłata wystarcza na utrzymanie rodziny.
Niewykluczone, że życiu na godnym poziomie sprzyja sądziedztwo takich krajów jak: Niemcy, Austria, Francja i Włochy (w tym poście Liechtenstein się nie liczy).

Po przeprowadzce do Szwajcarii, co rusz słyszałam, że ktoś jeździ na zakupy do Niemiec lub Austrii. Były to wyjazdy w celach zakupów większych (meble) jak i zwykłej żywności (ci podróznicy jeździli i pewnie nadal jeżdżą raz w tygodniu). Dziwiło mnie to, nie powiem. Komu by się chciało zasuwać godzinę po to tylko, aby zaoszczędzić przysłowiowe kilka franków. Jeszcze bardziej dziwiło to Michała, który na nieśmiałą propozycję, żebyśmy może spróbowali odparł, że mu się nie chce.

Ponieważ tylko krowa zdania nie zmienia, a mój mąż nie jest krową, pewnego dnia podjął męską decyzję, aby pojechać na przygraniczny shopping. Wstaliśmy więc rano i wyjechaliśmy bez pośpiechu (wszak to tylko godzina drogi od nas) co okazało się być wielką pomyłką. O godzinie 10, czyli kiedy dojechaliśmy do granicy, trwała na dobre inwazja Szwajcarów. Ostatnie 5 km jechaliśmy godzinę, a po dojechaniu do centrum okazało się, że wszystkie parkingi są już zajęte. Pech. Kiedy wreszcie zwolniło się miejsce na dziewięciopoziomowym parkingu i mogliśmy wjechać moje zdumienie było bezgraniczne. Nie skłamię jak powiem, że grubo ponad 90% samochodów miało szwajcarskie numery rejestracyjne. 

Zaczęliśmy więc chodzić po sklepach i nagle zrozumiałam tych wszystkich ludzi, którzy jeżdżą na zakupy do Niemiec. Wszystko, co tam widziałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Nie chciałoby mi się tam jeździć po samą żywność, szkoda mi czasu na jazdę raz w tygodniu, jeżdżąc raz na miesiąc w żaden sposób mnie nie nadużywa.

A teraz do sedna.

Ceny.

Oszczędności są naprawdę duże. Naszym rekordem było zaoszczędzenie 200 CHF na foteliku samochodowym dla Stasia, a dodatkowo była to różnica między sklepem wysyłkowym w Szwajcarii, a sklepem lądowym w Niemczech.
Na ubraniach w takich sieciówkach jak Esprit czy Zara oszczędność sięga kilkudziesięciu franków za sztukę (np. sukienka w Niemczech 60 EUR, a ta sama w Szwajcarii 130 CHF).

Zdecydowanie tańsze są też usługi. W Szwajcarii jedna plomba to wydatek rzędu 300-500 CHF, podczas gdy w Niemczech średnia cena plomby to 140 EUR, a jakość usług na podobnym poziomie.

Podatki.

Shopping opłaca się też ze względów podatkowych. W Niemczech podatek VAT wynosi 19%, podczas gdy w Szwajcarii tylko 8%. Szwajcaria nie jest członkiem Unii Europejskiej, więc nie jest częścią unii celnej. Oznacza to, że wwożąc dobra na teren Szwajcarii, importujemy je, więc musimy zapłacić podatek, Brzmi przerażająco, ale w rzeczywistości jest doskonałym sposobem na kolejne oszczędności. Wygląda to tak: kupując towar w Niemczech płaci się kwotę na którą składa się cena netto + VAT. Na granicy deklaruje się wywóz dóbr. Jeśli wartość dóbr przekracza 300 CHF na osobę należy zapłacić szwajcarski VAT. Na razie wygląda to na stratę, ale wystarczy za kolejną wizytą wrócić do sklepu, okazać właściwy dokument i 19% VATu znów trafi do naszej kieszeni.

Formalności.

Robiąc zakupy należy przy kasie poprosić o Ausfuhrbestätigung. Sprzedawca umieści tam kwotę jaką zapłaciliśmy jak też kwotę podatku VAT, a następnie się podpisze. Przed przejechaniem przez granicę należy w odpowiedniej rubryce wpisać nasze dane osobowe i adres. Na granicy idziemy wpierw do okienka kraju, z którego wywozimy dobra, tam uzyskujemy pieczątkę.
Jeśli nasze zakupy nie przekraczają 300 CHF na osobę, możemy wracać do domu.
Jesli przekraczają 300 CHF na osobę, musimy przejść do sąsiedniego okienka, przy którym szwajcarski celnik podliczy nasze zakupy i poprosi o zapłacenie 8% VATu. Oczywiście, można uciec bez odwiedzin w szwajcarskim okienku. Pytanie czy to uczciwe? A poza tym, czasem przy drzwiach wyjściowych stoi inny miły pan i sprawdza czy nie oszukujemy.
Po zapłaceniu VATu możemy więc udać do domu.

Przy kolejnej wizycie, ewentualnie zaraz po odejściu od okienek, należy ponownie odwiedzić sklepy, w których robiło się zakupy lub wskazane na formularzu miejsca, okazać wypełnione formularze i poczekać aż kasjer/ka wypłaci nam niemiecki VAT.

O czym należy pamiętać.

Na alkohol, papierosy i mięso nałożone są dodakowe limity.
O ile dziecko, a nawet noworodek też mogą przewieźć dobra za 300 CHF, o tyle nie mogą przewieźć alkoholu i papierosów. Używki można przewozić po ukończeniu 17 roku życia.

Limity na alkohol obejmują (na osobę):
- maksymalnie 2l alkoholu nieprzekraczającego 15%
- maksymalnie 1l alkoholu przekraczającego 15% 

Limity na papierosy itp (na osobę):
- maksymalnie 200 sztuk papierosów lub 50 sztuk cygar lub 250 gram tytoniu do fajek

Limity na mięso (na osobę):
- maksymalnie 3,5 kg wyrobów mięsnych, w tym 0,5 kg mięsa świeżego lub mrożonego, 

Czasami na granicy zatrzymują samochody i sprawdzają, co się wiezie, więc trzeba się zastanowić czy warto "przemycać".

Warto jechać na samo otwarcie sklepów. Tylko to gwarantuje łatwy dojazd bez korków (wtedy realny czas przejazdu jest zgodny z tym co pokazują maps.google.com) i bezproblemowe parkowanie.

Dokładną listę produktów wraz z ilością jaką można przewieźć przez granicę można znaleźć tutaj.

***

W niektórych sklepach w Polsce także można uzykać zwrot podatku. W tym momencie kojarzę, że umożliwia to Ryłko, Zara, Yoshe. Przy wejściu do sklepu warto zwócić uwagę czy przy kasie znajduję logo GlobalBlue. Jeśli tak, to znaczy, ze zwrot podatku będzie mozliwy. Jest jedna niedogodność. O ile w Niemczech zwrot podatku można uzyskać nawet za tani zakup, o tyle polskie sklepy przyjęły politykę wydawania dokumentów tylko jeśli zrobimy zakupy za nie mniej niż 200 PLN.