niedziela, 23 października 2011

Języki obce w Szwajcarii

Szwajcaria to taki kraj, w którym przeciętny człowiek mówi sensownie w co najmniej jednym języku obcym. My mieszkamy w kantonie niemieckojęzycznym, co oznacza, że oprócz niemieckiego, tubylcy na ogół potrafią mówić jeszcze po francusku, włosku lub angielsku. A niekiedy we wszystkich tych językach i nie widać korelacji między stopniem wykształcenia a liczbą języków, w których Szwajcar potrafi się bezproblemowo porozumiewać.

Szwajcar zapytany "Do you speak English?" nigdy jednak nie odpowie pewnie "Yes! I do!", a jeśli odpowie to oznacza, że jest Niemcem albo innym obcokrajowcem, a nie Szwajcarem. Szwajcar odpowie skromnie "A little bit.", po czym zacznie do Ciebie mówić lepiej niż mógłbyś się tego spodziewać. Zacznie mówić do Ciebie lepiej niż wielu emigrantów różnej narodowości mieszkających w Anglii. Pewien człowiek, który zadzwonił do mojej Żony z firmy ubezpieczeniowej, zapytany, czy mówi po angielsku, odpowiedział całkiem płynnie po tymże angielsku, że niestety nie, ale postara się znaleźć we firmie kolegę, który mówi i do niej zadzwoni.

Ponieważ jednak Szwajcar wie, że jego znajomość języków jest niedoskonała (aczkolwiek przedstawiciel każdego innego narodu pewnie by się z nim w tej ocenie nie zgodził), więc zakłada, że Twoja znajomość też może być niedoskonała, a zatem stara się być bardzo wyrozumiały.

Pomimo, że angielski nie jest tu żadnym językiem oficjalnym, znam ludzi, którzy żyją tu już całkiem długo korzystając tylko właśnie z angielskiego. Zachęcam do eksperymentu myślowego i próby wyobrażenia sobie przeżycia roku mówiąc wyłącznie po angielsku w Polsce, Francji, czy (o zgrozo!) we Włoszech.

sobota, 15 października 2011

Kradzież w Szwajcarii

W różnych krajach różne rzeczy stanowią egzotykę. I tak w Szwajcarii egzotyką jest kradzież. Kradzież się oczywiście zdarza i w Szwajcarii, ale przeciętny Szwajcar jest do jej odparcia mentalnie zupełnie nieprzygotowany. Przykłady:

  • przed sklepem spożywczym Denner znajdują się stojaki na parasole, żeby oszczędzić klientom konieczności włóczenia się po sklepie z mokrym parasolem. Stojaki są tak umieszczone, że kradzież jednego parasola, a nawet dziesięciu nie stanowiłaby dla nikogo żadnego problemu. Jednak z tego, że stojaki cieszą się niesłabnącym powodzeniem, wnioskuję, że nic z nich nie ginie.
  • w naszej miejscowości znajduje się przy drodze samoobsługowy stragan z kwiatami. Samoobsługowość polega na tym, że należy zatrzymać samochód przy straganie, zabrać sobie wybrane kwiaty i wrzucić pieniądze do skarbonki. Zachęcam teraz czytających do wyobrażenia sobie straganu z owocami przy drodze w Polsce, którego nikt nie pilnuje.
  • jestem właśnie w małym hotelu. Bar jest zamykany o 20:00. O 19:50 poszedłem do prowadzącego ten lokal zamówić wino. Nalał mi, po czym oświadczył, że on zaraz kończy pracę, więc jeśli będę chciał czegoś jeszcze, to mam sobie sam znaleźć i wyjąć zza baru, po czym mam sobie sam dopisać to do rachunku :-).

poniedziałek, 3 października 2011

komu zdrowie temu ubezpieczenie

Polska:
Pracodawca potrąca Ci z wypłaty składkę na ubezpieczenie, jesteś chory, idziesz do lekarza, dostajesz skierowanie do specjalisty, specjalista najbliższy termin ma na za 6 miesięcy (bo się kasa z NFZ skończyła), idziesz zatem prywatnie, zostawiasz nie mniej niż 50 zł (jeśli to gabinet z wyższej półki to możesz liczyć na rachunek). Efekt: zapłaciłeś dwa razy - raz za nic, bo czekając 6 miesięcy mogłeś już kilka razy umrzeć, a drugi raz za konsultację w gabinecie prywatnym.
Ale życie jest proste; nawet nie wiesz ile ci zabierają.

Szwajcaria:
Sam się ubezpieczasz, jesteś chory, idziesz do lekarza, dostajesz skierowanie (lub od razu idziesz do specjalisty jeśli kupiłeś odpowiednie ubezpieczenie), idziesz do specjalisty, po kilku tygodniach/miesiącach dostajesz rachunki, płacisz je grzecznie z własnej kieszeni, odsyłasz do ubezpieczyciela, ubezpieczyciel oddaje Ci kasę. Efekt: dwa razy wykonujesz czynność płacenia, ale ponieważ kasa za usługę wraca, to można uznać, że zapłaciłeś raz.
Skomplikowane i nie da się przywyknąć. Zawsze są jakieś wątpliwości, ale jakoś działa...

Czas na wykupienie ubezpieczenia: 3 miesiące od przyjazdu.

Jak wybrać ubezpieczyciela: www.comparis.ch

Co zrobić, aby ubezpieczyciel wydał kartę:
i. posiadać kartę AHV (załatwi to pracodawca lub Urząd Miasta),
ii. uzbroić się w cierpliwość (czekam na moją kartę od połowy marca).

Rodzaje ubezpieczeń:
i. podstawowe (obowiązkowe; jeśli samemu się nie wybierze, zrobi to losowo Urząd Miasta, co może skutkować wyższymi składkami)
ii. prywatne (główna różnica w stosunku do podstawowego polega na tym, że można wybrać szpital w obrębie całego kraju i w razie pobytu w szpitalu ma się salę tylko dla siebie),
iii. półprywatne (takie gorsze prywatne, np. sala dwuosobowa)

Wariacje:
i. można kupić takie ubezpieczenie, że jak nagle ogarnie cię słabość to wpierw dzwonisz na infolinię, mówisz co jest, a oni kierują dalej albo
ii. model GP, w którym w przypadku słabości idziesz do lekarza pierwszego kontaktu, który daje skierowanie (ginekolog i okulista bez skierowania) albo
iii. full wypas, kiedy sam potrafisz zdiagnozować dopadające słabości i wybrać sobie specjalistę.

Kto ile płaci:
Zależy kto co wybierze.
Niska franszyza = wysokie składki.
Wysoka franszyza = niskie składki

Co to oznacza:
Franszyza to kwota, którą ubezpieczony ponosi każdego roku z własnej kieszeni.
Ja, Kasia mam niską franszyzę (300 CHF), jeśli zatem zwariuję i będę musiała iść do GP po skierowanie, a następnie udać do psychiatry to zapłacę pierwsze 300 CHF z własnej kieszeni, a ubezpieczyciel mi tego nie zwróci. Za wszystko powyżej 300 CHF będę otrzymywała zwroty.

Rachunki:
Szwajcarzy są bardzo, ale to bardzo dokładni. Rachunki są długie i jest na nich wszystko wypisane.
Szczytem absurdu, który jednak obrazuje jak to wygląda niech będzie pozycja z rachunku mojej koleżanki. Policzono jej ileśtam CHF za to, że zadzwoniono do niej z recepcji, aby umówić jej wizytę na jakiśtam dzień.

Idę spać.