piątek, 15 kwietnia 2011

Psie odchody



Nawiązując do wczorajszego wykładu o segregowaniu śmieci pragnę Wam pokazać kosz, do którego wrzuca się psie odchody. Proszę zwrócić uwagę na napis na koszu. Niby Szwajcaria, a i Polak bez problemu zakuma;)




Kosze mają z dwóch boków worki. O właśnie takie (podpis taki sam jak na koszu):



czwartek, 14 kwietnia 2011

Święto śmiecia

Jeśli ktoś w Polsce myśli, że segreguje śmieci, to pewnie się myli.

Zawsze byłam cichym kibicem segregowania i nie przeszkadzałam mężowi, gry to robił, a nawet odkładałam w inne miejsce butelki, w inne szkoło, a w jeszcze inne papier, a on to później dzielnie wynosił do dzwonów.

Pierwszy raz zostaliśmy "zmuszeni" do segregacji w Londynie. Nie było to jednak uciążliwe. Przed drzwiami mieliśmy dwa pudełka - fioletowe i zielone. O ile mnie pamięć nie myli, to do jednego dawaliśmy kartony i papier, a do drugiego metal, plastik i szkło. Cała reszta szła do tzw. shitu.

W Zurychu segregację robiły Panie sprzątające. Znaczy się - my do jednego worka wrzucaliśmy rzeczy segregowalne, a reszta szła do shitu.

Bajka zaczęła się w naszym nowym miejscu zamieszkania.
Otóż, po odebraniu mieszkania otrzymaliśmy książeczkę dotyczącą segregacji zawierającą kalendarz:) Po zapoznaniu się z nią nadal nic nie rozumiem. Na szczęście mam mądrego męża.
Po okolicy jeżdżą trzy wycieczki śmieciowe, a każdy śmieć ma swoje święto lub swoje miejsce. I tak segregacji podlegają:

1. Kartony (wycieczka raz na miesiąc, u nas wypada to w drugi piątek miesiąca). Kartony mają być pocięte i związane i w dniu swojego święta wystawione w altance śmieciowej.

2. Papier (wycieczka raz na miesiąc, i nas w pierwszą sobotę miesiąca). Od papieru oczekuje się, że się złoży, najlepiej w równą kostkę, zwiąże, a następnie wyjdzie do altanki śmieciowej.

3. Szkło. Oczywiście na trzy kolory. Wrzucamy w wyznaczonych miejscach.

4. Puszki. Wyznaczone miejsca.

5. Aluminium. Wyznaczone miejsca.

6. Ubrania. Raz na jakiś czas worek do ubrań ląduje w skrzynce na listy, a wyznaczona wycieczka zbiera.

7. Olej. Wyznaczone miejsca.

8. Rzeczy duże. Wyznaczone miejsca.

9. Metal. Wyznaczone miejsca.

10. Żarówki. Wyznaczone miejsca.

11. Elektronika. Wyznaczone miejsca.

12. Baterie. Wyznaczone miejsca.

13. Odchody zwierzęce o dziwo też mają swój punkt.... (psy mają kosze na ulicach, a kosze są zaopatrzone w worki).

14. Styropian. Wyznaczone miejsca.

15. Butelki-PET. Wyznaczone miejsca.

16. Butelki po mleku. Wyznaczone miejsca. Książeczka nie każe tego segregować.

17. Drewno. Wyznaczone miejsca.

18. Kapsułki Nespresso. Tak drodzy państwo. Ten dziwny naród segreguje kapsułki Nespresso. Zastanawia mnie tylko dlaczego ta segregacja jest ograniczona do Nespresso....

19. Opakowania różne. Na pewno przyjmują w jednym sklepie. Książeczka nie każe tego segregować.

20. Kompost. W niektórych altanach śmieciowych znajdują się zielone kosze, one właśnie przyjmują kompost. Do kompostu zaliczamy resztki jedzenia, herbatę (nie trzeba wysypywać z torebki - cud?), koci żwirek, kwiatki. Tego typu śmieci wyrzucamy bezpośrednio do kosza lub kupujemy specjalne worki na śmieci, takie bardzo biodegradowalne. Segregacja kompostu nie jest obowiązkowa, ale może być opłacalna finansowo, o czym za chwilę.

21. Reszta śmieci to przysłowiowy shit.

Pewnie jakiś śmiałek podczas czytania pomyśli, że można to wszystko po prostu walnąć do shitu.
Informuję, że nie jest to takie proste.
Po pierwsze - w książeczce jest napisane, że do shitu można wrzucać tylko to, czego nie obejmuje spis. A wiadomo, jak w Szwajcarii powie się, że ma być A, to jest A.
Po drugie - segregacja = oszczędność.
Shit należy wyrzucać w specjalnych workach sygnowanych nazwą miasta. Worki takie można kupić w markecie przy kasie lub w kiosku i kosztują znaaaacznie więcej. Ostatnio za 10 worków 35l zapłaciliśmy chyba 16 CHF. Dla porównania, zwykłe worki kosztują może 4 CHF.


piątek, 1 kwietnia 2011

Konkurs


Ogłaszam konkurs - zagadkę.
Z konkursu wykluczeni są wszycy, którzy mieszkają lub mieszkali w Szwajcarii.

No to start:
Na każdym balkonie jaki dano było mi widzieć w Szwajcarii można znaleźć coś takiego:






Do czego to służy? I nie chodzi o to z czarną rączką (te jest magiczna różdżka do rolowania takiego jakby baldachimu), tylko o to drugie.

***

Z frontu:

1. Po ponad dwóch tygodniach oczekiwania na Internet, w końcu go mamy. Można powiedzieć, że wychodzę z ciemności.

2. Staś chodzi już prawie na dobre. Pokój staje się dla niego drobnostką, a do tego się nie przewraca i nie nabija guzów.

3. W międzyczasie, jak na blogu nikt nic nie pisał, byłam z Nevianą (taka nowa koleżanka; fajne ma imię, nie?) i małym Andreasem w Kinderzoo w Rapperswil. Małe, ale rzeczowe. Słonie, żyrafy, wydry, świnie itd. A do kóz można nawet wejść i pomacać, co też Stanisław uczynił (zdjęcie wrzucę, jak mi Nevi prześle).