czwartek, 30 października 2014

Jak sobie radzi Stanisław w przedszkolu, cz.1 - języki obce

Nie tak dawno temu, Agnieszka w komentarzu pod jednym przedszkolnym postem poprosiła o osobny post na temat tego jak obecnie Staszek sobie radzi. Ona sama cierpi na samą myśl o przeprowadzce do Szwajcarii, a przecież wszyscy wiemy, że Szwajcaria to nawet udany kraj, a jakakolwiek podróż to nowa przygoda i doświadczenie. 

Sama nie przepadam za długimi postami, więc podzielę może ten post na kilka mniejszych, żeby było łatwiej się skupić na czytaniu i na pisaniu (nie stracę w ten sposób wątku).

Agnieszka pytała czy Staś znał język niemiecki zaczynając przedszkole. I to jest jedno z pytań na które nie znam odpowiedzi. Odkąd skończył 2 lata chodził do lokalnej szwajcarskiej playgroupy, w której jednak szwajcarskie dzieci były w mniejszości, a Staś najbardziej lubił dzieci anglojęzyczne. Efekty był taki, że mówił bardziej po angielsku, niż po niemiecku. Bałam się, klęłam playgroupę, ale z drugiej strony myślałam, że to jest niemożliwe, żeby dziecko w ogóle nie chwyciło niemieckiego; miałam teorię, że on gromadzi tą wiedzę w głowie. I miałam rację (coś podobnego?!). 

Wraz z rozpoczęciem przedszkola Staszkowi rozwiązał się język i nagle potrafi nawiązać ze wszystkimi kontakt. Rozumiem też, że jest sporo ludzi w trochę innej sytuacji, bo przyjeżdżają tu z dzieckiem, które tego języka nie zna, a system edukacji już się o niego dopomina. Ale to też nie jest problem. Małe dzieci języka uczą się bardzo szybko, w zasadzie ten język sam się im uczy. Oczywiście, początki będą pewnie trudne, ale przecież całe życie to orka na ugorze;)

Dla dzieci, które nie znają języka miasto sponsoruje lekcje niemieckiego. Staszek ma takie zajęcia w przedszkolu dwa razy w tygodniu po 45 minut. Raz ma zajęcia popołudniu (4 osoby w grupie), a drugi raz ma je w czasie przedszkola (2 osoby w grupie). Nie są to klasyczne lekcje z siedzeniem w ławce (umówmy się, te dzieci prawie nigdy nie siedzą), a pani nikogo nie bije i nie odpytuje. Przez te 45 minut się bawią - w teatrzyk, pokazywanie części ciała, jakieś gry ze skakaniem, malują, wycinają. Staszek bardzo lubi zajęcia z niemieckiego (nie wiem tylko czy lubi zajęcia czy to, że kończą się o 16.00 i tym sposobem możemy zdążyć na autobus 150 o 16.45).

Znam kilka osób, które przyjechały do Szwajcarii z dzieckiem w wieku przedszkolnym, a nawet i szkolnym i muszę powiedzieć, że żaden z przypadków nie zakończył się klapą, a dzieci dość szybko posiadły umiejętność komunikowania się.

I na koniec coś do poczytania:
- dwa
- trzy

Tymczasem Agnieszko, głowa do góry!
Język dla Twojego dziecka nie będzie pewnie przeszkodą!

1 komentarz:

  1. Moj syn poszedl do Kinderkrippe jak mial prawie 3lata i mowil pieknie po polsku a po niemiecu ni slowa. Po 3mscach nie ma problemow komunikacyjnych. Czy mowi to nie wiem bo do mnie slowem sie po niem nie odezwie ale on wie ze ja nim nie znam :) w kazdym razie w zlobku go bardzo chwala. Dzieci jezyk lapia blyskawicznie miedzy innymi dziecmi. Wiem ze w szkolach sa dodatkowe zajecia dla dzieci ktore w domu nie posluguja sie niemieckim zeby nie odstawaly od rowiesnikow. Spotkalam dzieci ktore majac 8-10lat przyjechaly do Szwajcarii i zaczynaly szkole nie znajca jezyka i ze wsparciem rodzicow i szkoly. Glowa do gory :)
    Mieszkam w Szwajcarii od 6lat i to jest kraj pod pewnymi wzgledami bardzo udany a pod niektorymi (jak dla mnie) nieudany. Sa wady i zalety, jak wszedzie. pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń