piątek, 11 grudnia 2015

Z dzieckiem do pediatry

I ta sprawa wygląda tutaj trochę inaczej niż w publicznej przychodni w Polsce.
Kiedy wyjechaliśmy z kraju,  Staś miał 11 miesięcy; raz musieliśmy odwiedzić pediatrę ze względu na chorobę i kilka razy w sprawie bilansów.  W przychodni na Kurdwanowie wyglądało to wtedy tak, że trzeba było wstać wcześnie rano,  ustawić się w kolejce do rejestracji i liczyć na to,  że uda się załapać do lekarza.  Jeśli się nie udało,  zostawało zapukanie do gabinetu i spytanie,  czy lekarz mimo to zdoła nas przyjąć.

Tutaj tego problemu nie ma.  Jeśli pojawia się problem (jak np. dziś) dzwonię na recepcję.  Pani zbiera ode mnie szybki wywiad,  mający na celu określenie,  czy sprawa jest pilna,  a jeśli tak -  daje mi termin na ten sam dzień, a jeśli nie (bo np. dotyczy bilansu lub po prostu chciałabym coś z lekarzem  omówić) szukamy najbliższego terminu pasującego obojgu,  ale jednocześnie nie zabierając go tym,  którzy nagle obudzą się z gorączką lub bólem brzucha.
Da się? Da!
Mam nadzieję,  że w Polsce też są przychodnie,  w których umówienie się z lekarzem nie jest drogą przez mękę.

Drugą kwestią, która odróżnia ten system od polskiego jest większe zaufanie do osób pracujących na recepcji,  a tym samym ich większa decyzyjność. Osoby zatrudnione na recepcji nie są pielęgniarkami, a asystentkami medycznymi (szkolenie trwa 3 lata). Kilka razy zdarzyło mi się korzystać z ich porad zamiast zawracać głowę lekarzowi.  Tutaj powiem,  że był to mój wybór; gdybym powiedziała, że chcę wizyty u lekarza,  to bym ją dostała.
Sprawy,  które rozwiązały panie asystentki dotyczyły kolejno:
- owsików (poszłam do przychodni,  powiedziałam,  że nie wiem czy potrzebuję aż lekarza, pani wypytała skąd wiem, że to robaki i jak wyglądają,  po czym dała mi lekarstwo),
- bolącego ucha (Stanisława w nocy zaczęło boleć ucho,  co mu się zdarza przy przeziębieniu,  a paracetamol pomógł tylko na 2h, zadzwoniłam więc rano,  powiedziałam pani jak jest i spytałam,  czy ma może coś mocniejszego.  Powiedziała, które lekarstwo będzie lepsze,  jak dawkować,  że jak podejdę do przychodni, to mi da i kiedy wrócić jeśli nie przejdzie).

Żeby jednak nie było kolorowo.  Także i  w Szwajcarii pediatra to człowiek,  a co za tym idzie,  jeden lepszy,  drugi gorszy.  Bardzo lubię mojego; w naszym przypadku ma bardzo dobrą intuicję i nie ładuje zbędnych leków,  ale jeśli sprawa wygląda poważniej zawsze odsyła do specjalisty.
Ale mam też kilka koleżanek,  które nie były zadowolone ze swojego wyboru. Wydaje się, że szwajcarscy pediatrzy lubią naturę i niektórym wszystko wydaje sie takie naturalne! Przepuklina pępkowa (w Polsce kilkakrotnie potwierdzona przez lekarzy)  tutaj przez jednego została określona,  jako wszystko w porzadku - nic się nie dzieje; dziwne zachowania dziecka (jak się później okazało wymagające odpowiednich terapii)  zostały skwitowane,  że to minie z wiekiem.

Moja rada: nie bać się zmieniać lekarza,  jeśli ciężko nam nawiązać z nim relację,  kiedy nie do końca mu ufamy i myślimy sobie czasem -  "dlaczego pediatrzy moich znajomych zdają się być lepsi?".

3 komentarze:

  1. Hej nie wiedzialam ze piszesz bloga ,pozdrawiam Marta.

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę to za dużo powiedziane. Robię to tak rzadko, że raczej pisuję.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, hej. Spedzilam dzis kilka godzin na czytaniu Twojego bloga. Prawdziwa skarbnica wiedzy dla kogos kto niedlugo przeprowadza sie do Zürichu. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne wpisy. Martyna :-)

    OdpowiedzUsuń